Tytuł oryginału: Arcadia
Autor: Lauren Groff
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: kwiecień 2017
Liczba stron: 352
„Cokolwiek to jest, traktuj to jak dar.”
Wszystko, co mamy, jest naszą wspólną własnością. Nie ma tu
żadnej hierarchii, każdy jest każdemu równy. Mężczyźni pracują, utrzymują to
miejsce, a kobiety wychowują dzieci i wykonują proste czynności domowe. Świat
„na zewnątrz” nas nie interesuje. My tworzymy nas własny świat, jesteśmy jedną
rodziną.
W takim właśnie miejscu urodził się Lutek. Oczko w głowie
każdego, dziecko wyjątkowe, ponieważ to właśnie on był pierwszym, który
przyszedł na świat w Arkadii. Nowo powstałe miejsce dopiero zaczyna budzić się
do życia i będzie do tego potrzebny wkład każdego mieszkańca. Tylko że nie
wszystko tam jest tak piękne, jak się wydaje, a wspólne cele nie zawsze łączą
się ze jednakową wizją ich realizacji. Kiedyś jednak nadejdzie chwila, kiedy
nawet dziecko urodzone w Arkadii, będzie musiało zmierzyć się ze światem
zewnętrznym, rzeczywistością tak inną od tej, do której przywykło.
Lauren Groff zasłynęła z książki wydanej już jakiś czas temu,
którą sam Barack Obama uważa za swoją ulubioną. „Fatum i furia” szybko znalazła się na listach bestsellerów i została entuzjastycznie przyjęta na całym świecie. Sięgając po
„Arkadię”, czułam się zaintrygowana wizją hipisowskiej komuny, ponieważ uważam
ich kulturę za bardzo interesującą, choć im bardziej zagłębiam się w ten temat,
tym więcej refleksji i wątpliwości mi się nasuwa.
„Arkadia” otworzyła mi oczy na pewne kwestie, których właściwie nigdy dotąd
nie rozważałam. Hipisowski styl życia jest kolorowy, jest szalony, a ich
kultura w pewien sposób fascynuje kogoś, kto nigdy nie miał z czymś takim
styczności. Ale jednocześnie, gdy czytałam tę książkę, nasunęły mi się pewne
myśli, a przede wszystkim pytanie – dlaczego ci ludzie wybierają takie życie? Dlaczego
ustrój komunistyczny uważają za idealny i zgadzają się żyć w nędzy, tylko po
to, aby mieć poczucie wolności i tej równości, która jak widać też czasami
okazuje się pojęciem względnym. „Arkadia” jest przede wszystkim bogatym
źródłem wiedzy o kulturze hipisów. Czasem zadziwia, czasem zniesmacza, ale jest na
swój sposób magnetyzująca.
„Nie myśl, że nikt nie wie, że nie mówisz, że nikt się nie martwi o słowa, które tkwią w tobie. Ale nie spiesz się. Jak będziesz mógł, opowiesz mi historię wszystkiego, co czujesz, a ja zrobię wszystko, aby to naprawić. To ci też obiecuję - mówi Astrid, a jej twarz jest dobra jak pole dmuchawców.”
Dzieło Lauren Groff napisane jest naprawdę pięknym językiem i
jest to już literatura z wyższej półki. Jednakże o ile autorka świetnie opisała
kulturę Arkadii i mentalność jej mieszkańców, o tyle miałam wrażenie, że bardzo
pobieżnie potraktowała sylwetki niektórych postaci. W tej książce przewija się
mnóstwo nazwisk, ale nie przykłada się do nich większej wagi. Postaci
epizodycznych jest sporo, ale mało która zostaje trochę bliżej przedstawiona,
przez co zwyczajnie zapomina się znaczenie niektórych osób dla książki.
Lutek jest ciekawą postacią, nieco dziwną, ale intrygującą.
Może ta jego rezerwa i nieśmiałość czynią go na swój sposób
przyciągającym. Ale z drugiej strony, oczekiwałam więcej emocji po głównym
bohaterze, gdyż dopiero pod koniec książki nabrał trochę wyrazistości.
Bohaterką, która zainteresowała mnie od samego początku, była Helle, a wątek
związany z jej osobą był moim zdaniem jednym z ciekawszych. Ta tajemniczość,
której miejscami mi trochę brakowało, idealnie uzupełnił wątek tej bohaterki, żałuję
tylko, że nie wszystko zostało wyjaśnione, o czym jednak nie będę wiele mówić,
gdyż w tym przypadku, lepiej wiedzieć jak najmniej, jeśli ma się zamiar sięgnąć po tę książkę.
„Arkadia” jest chaotyczna, ale w sposób przemyślany. Mam tu
na myśli zamierzone przeskoki czasowe, które jednak czasami sprawiają, że łatwo
się w lekturze pogubić. Niektóre wątki się mieszają, imiona postaci są dość enigmatyczne,
ponieważ autorka nie poświęca im dużo uwagi, przez co czytelnik momentami może
czuć się zdezorientowany. Na pewno jest to książka, przy której wymagane jest
maksimum skupienia. Trzeba też wspomnieć, że książka jest napisana w dość
specyficzny sposób, ponieważ dialogi nie rozpoczynają się tutaj od myślnika i
czasem trudno je odróżnić na tle tekstu.
„Czuję się samotna, mówi. Pięć lat byłam sama. Wtedy zrozumiałam, że nie jestem szczęśliwa i że zrobię wszystko, aby mnie zaakceptowano i pokochano. Trzeba iść na ustępstwa, wiecie? Wolność albo społeczność, społeczność albo wolność. Człowiek musi zdecydować, jak chce żyć. Ja wybrałam społeczność.”
Autorka w niezwykły sposób pokazała, jak zmienia się życie
bohaterów na przestrzeni lat. Jak dojrzewają ich poglądy, jak oni sami
dorastają do pewnych decyzji i wreszcie jak zmieniają się relacje między nimi. Kładzie
nacisk na to, że czasy się zmieniają, a przy tym także i ludzi, i żaden ustrój
nie może przetrwać wiecznie. Hipisowska komuna, która w oczach jej mieszkańców
jest wręcz utopią, także zmierza ku upadkowi i przeżywa swoje kryzysowe chwile.
„Arkadia” to bardzo specyficzna lektura, która nie każdemu
przypadnie do gustu. Ja uważam, że było to wartościowe przeżycie, ale nie potrafię
powiedzieć, że wywarła na mnie szczególny wpływ. Warto ją jednak poznać
chociażby po to, aby przybliżyć sobie kulturę hipisów, a czytelnicy, którzy
czują się zainteresowani tym tematem, z pewnością będą usatysfakcjonowani
treścią tej książki.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Znak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz