Tytuł: Black Ice
Tytuł oryginału: Black Ice
Autor: Becca Fitzpatrick
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Data wydania: listopad 2014
Liczba stron: 400
"Mówią, że kiedy umierasz, całe życie przebiega ci przed oczami. Nikt nie mówi jednak o tym, że kiedy patrzysz, jak umiera osoba, którą kiedyś kochałeś, doświadczenie to jest podwójnie bolesne, ponieważ przeżywasz na nowo dwa życia, które niegdyś podążały tą samą drogą"
Mroźna zima.
Chłód przeszywający ciało do szpiku kości. Bezlitosne góry. Izolacja od świata.
Odcięty dostęp do telefonu, Internetu, radia… Szanse na przeżycie są niemalże
równe zeru. Co więc się stanie z dwoma zagubionymi nastolatkami?
Britt i
Korbie to przyjaciółki, które zamiast wybrać się podczas przerwy wiosennej na
Hawaje, decydują się na przeprawę wzdłuż łańcucha górskiego Teton. Dołącza do
nich Calvin, były chłopak Britt, o którym dziewczyna wciąż nie potrafi
zapomnieć. Niestety niespodziewana śnieżyca zmusza dziewczyny do porzucenia
samochodu i poszukania tymczasowego schronienia. Natrafiają na ukryty domek, w
którym gościnę ofiaruje im dwójka przystojnych nieznajomych. Wszystko wydaje
się być w porządku, dopóki jeden z nich nie wyciąga pistoletu, żądając pomocy w
wyprowadzeniu z gór. Okazuje się, że są oni zbiegami, a Britt, w zamian za
życie swoje i przyjaciółki, jest zmuszona pomóc im w ucieczce. Co więcej, w
górach zginęły trzy dziewczyny, a morderca ciągle pozostaje na wolności…
„Black Ice”
zapowiadał się bardzo obiecująco. Wiele określeń mówiło o thrillerze
młodzieżowym, a także powieści, która przywołuje ten charakterystyczny dla
takich książek dreszczyk emocji. Przyznaję, że również pomysł wydawał mi się
intrygujący i stwierdziłam, że może być to ciekawa odmiana wśród fantastyki.
Zaplanowany w każdym calu wyjazd, nieprzewidziana burza śnieżna, domek na
odludziu i grasujący w górach morderca układały się na wciągającą historię.
Becca Fitzpatrick jest również autorką poczytalnej serii „Szeptem”, dlatego tym
większe były moje oczekiwania. Co więc się okazało?
Początek
bardzo mi się spodobał. Zachęcał, aby czym prędzej zagłębić się w lekturę, a
akcja rzeczywiście toczyła się szybko. Już po kilku rozdziałach bohaterowie
stanęli w obliczu pierwszych zagrożeń. Jedyne co mi przeszkadzało, to ciągłe
rozmyślania głównej bohaterki nad jej byłym chłopakiem. Miałam nadzieję, że
jest to tylko takie nakreślenie kilku ważniejszych momentów w jej życiu i
autorka nie poświęci temu większej uwagi, a skupi się na stworzeniu klimatu
thrillera. Niestety, ale najwidoczniej się przeliczyłam, ponieważ zamiast
książki, która przywołuje ciarki na plecach, otrzymałam... naiwną historię
miłosną.
"- Nienawidzę cię - jęknęłam żałośnie.
- Tak, to już ustaliliśmy. Chodźmy"
Britt to
bohaterka, która zamiast wziąć się w garść i otrząsnąć po zakończonym związku
sprzed kilku miesięcy, ciągle rozpamiętuje to zdarzenie, zastanawia się, co też
skłoniło jej byłego chłopaka do takiej decyzji i raz po raz stawia sobie
pytanie – dlaczego? Irytowała mnie jej naiwność, ale jedno trzeba jej przyznać
– mimo wszystko, nie zachowywała się tak infantylnie jak Korbie. Jej
przyjaciółka z chęcią wpada w ramiona nowo napotkanego chłopaka, nie wiedząc o
nim zupełnie nic, natychmiastowo zapominając o bożym świecie. Płytka i
łatwowierna – te dwa przymiotniki najlepiej ją określają, a jej ciągłe wahania
nastroju sprawiały, że miałam ochotę po prostu odłożyć książkę i do niej nie
wracać. Całe szczęście, Korbie pojawia się tylko na początku i nie odgrywa
ważnej roli w dalszej części książki, tak więc mogłam nieco odetchnąć od tej
małostkowej postaci.
Przyznałam,
że Britt jest nieco bardziej inteligentna od swojej przyjaciółki, ale na tym te
pozytywy raczej się kończą. Jej ciągłe wahanie i niezdecydowanie jeszcze
potrafiłabym znieść, gdyby nie to, że zamiast odstawić uczucia na drugi plan,
ona się im poddaje. Dopiero w koniec książki, kiedy sytuacja wymaga od niej
podjęcia trudnych decyzji, staje się nieco bardziej błyskotliwa i dochodzi do istotnych wniosków, jednocześnie podejmując kilka rozsądnych kroków. Tylko,
dlaczego zebrała się na odwagę dopiero pod koniec lektury?
"- Każdy musi mieć jakieś sekrety - oznajmił. - Dzięki nim jesteśmy podatni na ciosy"
Jedno trzeba
autorce przyznać, a mianowicie to, że ma bardzo przystępny styl pisania i
potrafi zaciekawić czytelnika. Książkę czyta się szybko, a akcja jest bardzo
dobrze poprowadzona, co zdecydowanie jest plusem. W wypadku „Black Ice”
znakomicie stworzyła zimowy klimat, niedostępne góry i trudne warunki do
przetrwania. Miejsce akcji w tej książce zostało przedstawione realistycznie,
dzięki czemu czytelnik może łatwo je sobie wyobrazić i wczuć się nieco bardziej
w sytuację bohaterów. Jest to zdecydowanie atutem tej książki, więc
wynagrodziło mi trochę słabą kreację bohaterów.
Książka nie
wywołała we mnie dreszczyku emocji, ani nie sprawiła, że przeszły mnie ciarki
po plecach. Zapewne dlatego, że zamiast thrillera młodzieżowego, otrzymałam przewidywalną
powieść miłosną. Ciągłe rozpamiętywanie dawnego związku przez główną bohaterkę
skutecznie mnie zniechęcało, a całości dopełnia jej irytująca przyjaciółka. Możliwe
również, że po prostu miałam zbyt wygórowane oczekiwania, ale mimo wielu wad, „Black
Ice” posiada też kilka zalet. Becca Fitzpatrick pisze ciekawie i potrafi
przytrzymać czytelnika przy lekturze, a dodatkowo bardzo dobrze przedstawiła
miejsce akcji, co sprawia, że książka odrobinę odbiega od codzienności. Nie
poleciłabym jej do przeczytania komuś, kto nastawia się na kryminał, aczkolwiek
dla kogoś, kto chce otrzymać niewymagającą lekturę z widocznym wątkiem
miłosnym, „Black Ice” może przypaść do gustu. Ja osobiście na tej powieści się zawiodłam,
ale mam zamiar sięgnąć po dalszą twórczość autorki, ponieważ co do sposobu jej
pisania, nie mam nic do zarzucenia.
Moja ocena:
5/10
Książka bierze udział w wyzwaniu "Klucznik".