Tytuł oryginału: All the light we cannot see
Autor: Anthony Doerr
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: wrzesień 2015
Liczba stron: 640
„Otwórzcie oczy i popatrzcie na to, co możecie zobaczyć, nim zamkniecie je na zawsze."
Nie zadziwi nikogo zapewne stwierdzenie, że wojna to synonim okrucieństwa. Czasy naznaczone śmiercią, cierpieniem, ludzkimi tragediami. Wyobraźcie więc sobie niewidomą dziewczynkę, która gdzieś tam, wokół tych spadających bomb, huku z karabinów i atmosfery grozy, musi podjąć samodzielną walkę o przetrwanie.
Marie-Laure przyszło się wychowywać w świecie, który zna
jedynie jako mieszankę zapachów i dźwięków. W wieku sześciu lat straciła wzrok,
a kiedy hitlerowcy wkraczają do Paryża, dziewczynka musi uciekać wraz z ojcem
do nadmorskiego miasta Saint-Malo. W tym samym czasie młody Niemiec, Werner,
uczy się w jednej z najlepszych szkół wojskowych, aby później móc walczyć na
froncie. Poddawany surowej dyscyplinie, każdego dnia poznaje inne rodzaje
cierpienia, starając się nie pozostawać na nie obojętnym. Pod okiem nauczycieli
rozwija też swoje zdolności w budowie i naprawie odbiorników radiowych. Wśród
wojennych krzyków, wybuchów i płaczu, tej dwójce przyjdzie się spotkać w
tragicznych okolicznościach…
O wojnie powstało już tyle książek, reportaży i filmów, że
coraz trudniej natrafić na coś prawdziwie poruszającego. Napisać o wojnie w
sposób szczery, ale nie przejaskrawiać, nie dramatyzować, a przy tym trafić do
serca czytelnika, jest bardzo trudno. Po przeczytaniu „Światła, którego nie
widać”, niestety utwierdzam się w tym przekonaniu, gdyż jest to dobra książka,
ale nie wstrząsnęła mną, ani też nie określiłabym jej mianem wybitnej.
Krocz ścieżkami logiki. Każdy skutek ma przyczynę, istnieje wyjście z każdej sytuacji. Do każdego zamka można dopasować klucz."
„Światło, którego nie widać” bardzo dobrze oddaje realia
życia za czasów wojny. Wydawałoby się, że to już temat wyczerpany, ale ja
jestem zdania, że nigdy nie wiemy na ten temat za dużo, w końcu nie byliśmy jej
świadkami. Anthony Doerr skupił się na tych drobnych, z pozoru mniej ważnych
szczegółach, ale to właśnie one tworzą tę wojenną rzeczywistość. Obserwujemy
więc relacje między członkami rodziny, którzy tragicznie zostali rozdzieleni,
niespełnione pasje i marzenia nastolatków, którzy musieli nagle poświęcić
wszystko w imię narodu, a także te bardziej wyniosłe rzeczy, jak chociażby
walkę członkiń ruchu oporu.
Bardzo ciekawym elementem tej książki jest tajemnica pewnego
brylantu, legendy z nią związane i skutki, jakie działanie tego kamienia ma na
losy bohaterów. Melancholia nadmorskiej mieściny kontrastuje z podniosłą
atmosferą na froncie, tworząc niezwykły klimat dla tej książki, przygnębiający,
lecz również tajemniczy i intrygujący.
„Nigdy nie wolno przestać wierzyć. To najważniejsze."
Obserwujemy zmiany, jakie wojna spowodowała na codziennym
życiu ludzi, widzimy też przemiany ich charakterów i dojrzewanie do
podejmowania ważnych decyzji. Najlepszym przykładem na to jest Werner,
osierocony Niemiec, który nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Próbuje okłamywać sam siebie, wmawiać sobie, że wszystkie złe rzeczy, których
dokonują Niemcy są dla podniosłych celów, że wszystko, co robi, robi w imię
narodu. Dostrzegamy jednak jego wrażliwość i ból spowodowany stratą bliskich
osób, który stara się maskować obojętnością. Na przykładzie Wernera widzimy,
jak działała niemiecka propaganda i jak okrutne przybierała zabarwienie dla
dzieci, które zamiast cieszyć się dzieciństwem, musiały szkolić się w szkołach
wojskowych i czcić Hitlera, niemalże jak Boga.
Marie-Laure jest postacią bardzo specyficzną, mimo młodego
wieku, dziewczyna dostrzega bardzo wiele z tego, co próbują przed nią ukryć
dorośli, i jest też bardzo wrażliwa na piękno natury i otaczającą ją przyrodę. Niestety
nie poczułam się z nią szczególnie związana, jej działania były mi raczej
obojętne, a za zdecydowanie bardziej przejmujące uważam losy Wernera.
„- Czy należy coś robić tylko dlatego, że wszyscy inni to robią?"
Kolejny zarzut kieruję w stronę owego splotu losów dwójki
bohaterów, który jest wspomniany w opisie. Przez sześćset stron tej książki
czekałam, aż nadejdzie ta chwila, kiedy ich drogi jakoś się spotkają, tymczasem
zaledwie dwie sceny to za mało, aby przekonać mnie do siły relacji, która tę
dwójkę łączyła. Ten wątek został raczej nieprzemyślany i miałam wrażenie, że
postępuje dość przypadkowo.
I teraz najważniejsze pytanie? Czy porusza? Mnie osobiście
nie wzruszyła i nie sądzę, aby na długo zapadła mi w pamięć. Może po części
przyczyniły się też do tego krótkie rozdziały i przeskoki czasowe, które
wprowadzały niepotrzebny chaos w powieści. Anthony Doerr otrzymał za swe dzieło
nagrodę Pulitzera, a pracował nad nim ponoć dziesięć lat, lecz nie oceniłabym
tej książki jako czegoś wyjątkowego wśród innych lektur historycznych. Owszem,
dobrze oddane realia wojny, intrygujący wątek związany z tajemnicą brylantu i
ciekawy główny bohater, czynią tę powieść dobrą. Ale to ciągle za mało, aby
poruszyć i wywołać niezapomniane wrażenie.
Książka została przeczytana w ramach Stowarzyszenia Moli Książkowych, klubu, w którym co miesiąc czytamy wspólnie wybraną książkę. A oto, co o „Świetle, którego nie widać" myślą inni blogerzy:
Ewa z To read or not to read:
Światło, którego nie widać jest naprawdę bardzo dobrą książką, jednak z gatunku tych, o których nie lubię i zwyczajnie nie piszę recenzji, bo nie wywarły one na mnie żadnego wpływu, nie wywołały emocji i nie sprawiły, że myślałam dużo na ich temat. We mnie po prostu się nic nie kotłuje.
Weronika z Okay I have a book:
Jestem do niej nastawiona tak pół na pół , przyznam że ,naprawdę zmusiła mnie do myślenia, co naprawdę jest na plusie.Tworzyła na nowo mój pogląd na świat i również zmuszała do refleksji. Ale jeśli chodzi o wymuszeniu płaczu lub innych emocji, niestety zabrakło tego.Książka dobra, ale już na teraz wiem, że na długo jej nie zapamiętam.
Adrianna z Adrianna Czyta:
Książka ta sprawiła, że w pewnym momencie został ze mnie wrak człowieka. Parę razy musiałam ją odłożyć, żeby ochłonąć, jednak zaraz musiałam dowiedzieć się, co będzie dalej i nie mogłam jej ot tak zostawić. Niektóre sceny były drastyczne. Pokazywały, jak bezwzględni mieli być chłopcy w szkole Wernera i w jaki sposób uczono ich tej znieczulicy. Dodatkowo strach, jaki przeżywała niewidoma Marie-Laure, głód i niebezpieczeństwo. Wszystko to daje nam opis tego, jak okrutna była wojna dla każdego.
Ewa z To read or not to read:
Światło, którego nie widać jest naprawdę bardzo dobrą książką, jednak z gatunku tych, o których nie lubię i zwyczajnie nie piszę recenzji, bo nie wywarły one na mnie żadnego wpływu, nie wywołały emocji i nie sprawiły, że myślałam dużo na ich temat. We mnie po prostu się nic nie kotłuje.
Weronika z Okay I have a book:
Jestem do niej nastawiona tak pół na pół , przyznam że ,naprawdę zmusiła mnie do myślenia, co naprawdę jest na plusie.Tworzyła na nowo mój pogląd na świat i również zmuszała do refleksji. Ale jeśli chodzi o wymuszeniu płaczu lub innych emocji, niestety zabrakło tego.Książka dobra, ale już na teraz wiem, że na długo jej nie zapamiętam.
Adrianna z Adrianna Czyta:
Książka ta sprawiła, że w pewnym momencie został ze mnie wrak człowieka. Parę razy musiałam ją odłożyć, żeby ochłonąć, jednak zaraz musiałam dowiedzieć się, co będzie dalej i nie mogłam jej ot tak zostawić. Niektóre sceny były drastyczne. Pokazywały, jak bezwzględni mieli być chłopcy w szkole Wernera i w jaki sposób uczono ich tej znieczulicy. Dodatkowo strach, jaki przeżywała niewidoma Marie-Laure, głód i niebezpieczeństwo. Wszystko to daje nam opis tego, jak okrutna była wojna dla każdego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz