Tytuł: Żniwiarz. Pusta noc
Autor: Paulina Hendel
Cykl: Żniwiarz (tom 1)
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: maj 2017
Liczba stron: 432
Początek Polski uznawany jest za równoznaczny z datą chrztu. Tyle że już dużo wcześniej nasze ziemie zamieszkiwały plemiona pogańskie, które czciły różne bóstwa słowiańskie. I chociaż ten urywek historii nie odzwierciedla się w żaden sposób w naszej obecnej kulturze, to czasem warto cofnąć się na chwilę do tych zamierzchłych czasów i zobaczyć jak to wszystko kształtowało się na naszych ziemiach. Taką właśnie próbę podjęła Paulina Hendel, pytanie tylko, czy to się jej udało?
Magda jest zwyczajną dwudziestolatką, no, może nie do końca…
Jest bowiem wyczulona na obecność słowiańskich upiorów, które w wolnym czasie
tropi wraz z wujkiem, Feliksem, oraz nowo poznanym Mateuszem, z którym od razu
znajduje wspólny język. Feliks jest Żniwiarzem, czyli osobą jako jedyną zdolną
do tego, aby zabić upiory. Tylko, co jeśli ktoś inny zdecyduje się zapolować na
Żniwiarzy?
Obecnie motywy mitologiczne są coraz częściej wykorzystywane
w literaturze, ale mam wrażenie, że o wiele więcej słyszymy o bóstwach
nordyckich, celtyckich czy greckich niż chociażby o tych słowiańskich. Dlatego gdy
tylko usłyszałam o książce, która zdawałaby się idealnie uzupełniać tę lukę, momentalnie
zapragnęłam ją przeczytać. Pomysł był bardzo dobry, tyle że nieumiejętnie
wykorzystany, nie stworzy dobrej książki.
Chyba najbardziej szkoda tego, że „Żniwiarz” miał duży
potencjał, ale w tym przypadku zawiodło wykonanie. Owszem, autorka wplotła w fabułę
te wszystkie upiory, duchy i zjawy, ale albo w ogóle ich nie opisywała, albo
używała wręcz słownikowych definicji. Odniosłam wrażenie, że historii Słowian
nie stara się wpleść w fabułę i uczynić ją tłem dla książki, ale zwyczajnie
poświęciła jej kilka akapitów i na tym się skończyło. Brakowało mi tutaj
atmosfery i jakiegoś tajemniczego klimatu, który wydawałby się nierozłącznym
elementem książki o wierzeniach pogańskich. Tymczasem ani nie czułam żadnego
napięcia przy tej lekturze, ani szczególnie wiele o samej demonologii się nie
dowiedziałam.
„Żniwiarz. Pusta noc” to książka skierowana głównie do młodzieży i tej grupie odbiorów może przypaść do gustu. Niestety, ale ja już chyba wyrosłam z takich historii, bo zamiast ciekawie poprowadzonej intrygi (gdyż wątek zabójstw Żniwiarzy zapowiadał się naprawdę obiecująco) dostałam naiwną i przewidywalną historyjkę o walce dobra ze złem. Trudno doszukiwać się w tej historii większej głębi, ale szczerze mówiąc, to nawet tego nie oczekiwałam. Miałam zwyczajnie nadzieję, że nie będzie ona oczywista od początku do końca, a niestety taka właśnie się okazała.
A bohaterowie… cóż, nie uratowali tej książki. Magda ma
dwadzieścia lat, ale po osobie w jej wieku spodziewałam się o wiele więcej
dojrzałości i rozsądku. Jest bardzo impulsywna i czasami oburza się bez powodu,
nie rozumiejąc tego, że inni tylko dbają o jej bezpieczeństwo. Podejmuje dużo
nieprzemyślanych decyzji i musi liczyć na innych, aby pomogli uporać się jej z
ich konsekwencjami. Mateusz jest sympatyczny – i to by było na tyle. Trudno mi
określić jego osobowość, ponieważ on… właściwie jej nie ma. Nie posiada tej
charyzmy, zdecydowania i stanowczości, może dlatego wydaje się taką do bólu
papierową i bezbarwną postacią.
Wątek miłosny to – o zgrozo – coś, co ostatecznie zaważyło na
mojej ocenie tej książki. Czy naprawdę nie można napisać historii pozbawionej
tego motywu? „Żniwiarz” może sprawdzałby się całkiem dobrze jako powieść akcji,
gdyby nie to młodzieńcze (a właściwie to już dorosłe) zauroczenie między
głównymi bohaterami. Ich relacja rozwinęła się zdecydowanie za szybko, poza tym
odniosłam wrażenie, że oboje zaczynają zachowywać się bardzo dziecinnie w swoim
towarzystwie. Nie jak dwudziestoletnie osoby, ale jak nastolatki, pierwszy raz
przeżywający swe nietrwałe zauroczenie.
„Żniwiarz” ma być jedynie lekką młodzieżówką, tak więc lepiej nie spodziewać się wybitnego pióra, czy treści ukrytych między wersami. Autorka pisze prosto i dużo informacji podaje wprost, czasem miałam wręcz wrażenie, że traktuje czytelnika jak dziecko, które niczego nie może samo się domyślić. Dialogi między bohaterami wyszły dość sztywno, momentami były, powiedziałabym nawet, wymuszane i nienaturalne. Podczas czytania czułam ten niedosyt opisów, chociaż tu wrażenie zależy już od osobistych preferencji – niektórzy wolą książki przepełnione akcją, której „Żniwiarzowi” nie brakuje. Irytował mnie jednak ten brak proporcji, mam tu na myśli momenty, które wyglądały jak wyjęte z podręcznika, kiedy autorka opisywała jakieś zwyczaje słowiańskie, tylko po to, aby przez resztę książki już o tym nie wspomnieć.
Niestety, „Żniwiarz” okazał się sporym rozczarowaniem.
Brakowało mi tu tego nastroju tajemnicy, który wydawałby się niezbędny w
książce o takiej tematyce. Demonologia słowiańska została opisana bardzo
pobieżnie, a szczerze mówiąc, „Żniwiarza” można by podpiąć pod zwykłą książkę
fantasy, gdyż tych wątków było tak niewiele. I do bohaterów muszę się
przyczepić – nakreślonych schematycznie i niejakich, których działania nie
budzą większych emocji, ewentualnie irytację, jeśli mowa o wątku miłosnym. Czy
sięgnę po kontynuację? Wątpię, ponieważ Paulina Hendel nie jest już debiutantką
i oczekiwałam trochę więcej po tak dobrze zapowiadającej się historii, której
wykonanie całkowicie zawiodło. Cóż, tak jak powiedziałam, sam pomysł nie
wystarczy do stworzenia dobrej książki.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz