poniedziałek, czerwca 26

Co dały mi projekty i wymiany międzynarodowe?


Dzisiaj porozmawiamy na tematy związane z językiem i projektami edukacyjnymi. Wiem, że z książkami nie ma to wiele wspólnego, ale kto powiedział, że Zaksiążkowana ma się ograniczać do jednego tematu? ;) Temat o tyle aktualny, że obecnie bardzo duży nacisk kładzie się na naukę języka, a taki tydzień czy dwa rozmawiania tylko po angielsku naprawdę może dużo pomóc. Zdecydowałam się nawet dodać kilka zdjęć, żeby post nie był taki "pusty". To, że większość zdjęć jest w podobnym składzie wynika z tego, że w dużej mierze były robione tego samego dnia. I od razu dodam, że dziewczyny wyraziły zgodę na zamieszczenie zdjęć. :) Zapraszam do rozwinięcia. 

Od lewej: Portugalia, Portugalia, Portugalia, Polska, Polska, 
Polska (to moja osoba :D), Portugalia, Portugalia.

Widzicie, językiem angielskim fascynowałam się od dawna i to jest taka moja druga pasja, zaraz obok czytania. Naszej szkole udało się dostać dofinansowanie od Unii na projekt Erasmus+ Math Around Us, którego celem było szukanie powiązań między matematyką a innymi dziedzinami, jak chociażby geografia, ekologia, sztuka, archeologia, chemia czy informatyka. 

Jak w ogóle otrzymaliśmy dofinansowanie? Istnieje taka strona internetowa, etwinning, która krótko mówiąc, przeznaczona jest dla nauczycieli języka, którzy pragną znaleźć partnerów do takiego projektu. Nauczyciel zamieszcza krótką notkę o sobie i o szkole, a później ktoś inny, kto to przeczytał, może do niego napisać i spróbować wspólnie stworzyć taki projekt. Tak właśnie kilka lat temu nasza szkoła oraz kilka innych europejskich szkół dostały dofinansowanie na projekt Comenius, który trwał dwa lata. Później jednak, nauczyciele stwierdzili, że chcieliby kontynuować tę współpracę i napisali kolejny projekt Erasmus. Ich pomysłem było wyszukiwanie matematyki w innych dziedzinach życia. Zamysł takiego projektu został napisany (oczywiście po angielsku), po czym zostały wybrane najlepsze projekty, które otrzymają dofinansowanie. I tak się stało, że nasz również znalazł się w tym gronie. Nasza szkoła dostała na cele projektowe 23 tys. euro.

Taki projekt trwa dwa lata. Oprócz nas były tam jeszcze szkoły z Rumunii (rumuńska nauczycielka była koordynatorem całego projektu), Włoch, Danii, Litwy, Węgier, Grecji i Portugalii, z każdego kraju po jednej. Co dwa miesiące odbywał się wyjazd, w którym brało udział po trzech uczniów i dwóch nauczycieli ze szkoły. Każdy kraj zajmował się inną dziedziną, dla przykładu w Polsce była to matematyka w muzyce. Taka wymiana trwała tydzień i składała się na różne zajęcia i inne atrakcje, po czym uczniowie musieli zaprezentować już w swojej szkole, czego się nauczyli, tak aby stworzyć prezentację na kolejny wyjazd.

Od lewej: Polska, Portugalia, Polska, Portugalia, Polska

Jeśli chodzi o naszą szkołę, to głównie osoby z mojej klasy brały udział w projekcie, ponieważ jesteśmy klasą językową, czyli o zwiększonej ilości godzin z języka angielskiego. I tym właśnie sposobem w maju tego roku pojechałam na tydzień do Portugalii wraz z dwoma koleżankami. 

Kiedy wróciliśmy z wymiany, wszyscy pytali się nas jak było. A ja nigdy nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ponieważ streścić coś tak niesamowitego w jednym zdaniu, po prostu się nie da. Powiem tak - niezwykłe przeżycie.

Osobiście jestem zdania, że największą zaletą takiej wymiany jest nie tyle nauka języka, co poznawanie nowych ludzi. Wymiana w Polsce odbyła się w maju 2016 roku i to wtedy poznałam Inês, którą gościłam u siebie przez tydzień. Rok później to ja do niej pojechałam i wiem już, że zyskałam przyjaźń na całe życie. Piszę z Inês nieprzerwanie już od ponad roku, po prostu trafiłam na wspaniałą osobę! Ale prawda jest taka, że wszyscy Portugalczycy byli tak ciepło i przyjaźnie nastawieni, że trudno było nie nawiązać nowych przyjaźni (nawet nie znajomości - przyjaźni). Po prostu całkowicie inna mentalność i kultura. To kraj o wiele bardziej otwarty i tolerancyjny niż Polska, poza tym mają znacznie większą świadomość językową. Aby bardziej to zobrazować powiem tyle, że uczniowie są bardzo komunikatywni, a większość z nich zdawała już egzaminy językowe, jak chociażby FCE czy CAE. I nie mówię tu tylko o osobach biorących udział w projekcie, gdyż przypadkowo udało mi się poznać też trochę innych uczniów ze szkoły, którzy mają równie dobry angielski, ale nie są uczestnikami projektu, gdyż zamiast nauk ścisłych, uczą się humanistycznych. Bardzo dużo dorosłych mówi tam płynnie po angielsku, czy to przypadkowi przechodnie na ulicy, czy też sprzedawcy w sklepie. Po prostu wydaje mi się, że tam o wiele większą wagę przykłada się do nauki języka. 

Od lewej: Polska, Polska, Portugalia, Włochy, Polska.

Tydzień czasami wystarczy, żeby zżyć się w poznanymi ludźmi aż tak, że w dzień pożegnania będzie się płakać cztery razy. Nie, to nie tylko moja reakcja, gdyż ogólnie moment pożegnania, najpierw z ludźmi z wymiany, później z rodziną goszczącą był bardzo wzruszający dla wszystkich. Spotkałam się tam z taką szczerością i otwartością, jakiej nigdy jeszcze nie doświadczyłam. Język nie był dla nas żadną barierą, ponieważ mogliśmy zarówno rozmawiać o całkowitych błahostkach, jak i o znacznie poważniejszych tematach. Nawet nie wiecie, ile ja się tam o polityce nagadałam! Nie ważne na kogo się trafiło, z każdym można było znaleźć jakiś wspólny temat. To była taka mieszanka różnych charakterów, osobowości i zainteresowań, a mimo to (a może właśnie dlatego?) świetnie się dogadywaliśmy.

Idąc od lewej krajami: Polska, Polska, 
Polska, Włochy.


To, że dzięki takiej wymianie lepiej poznaje się kulturę danego kraju, to chyba oczywistość. Nasze host rodziny naprawdę zadbały o to, abyśmy mogli jak najlepiej poznać ich zwyczaje, skosztować tradycyjnego jedzenia, przetańczyć godziny przy popularnej tam muzyce. Ale nie tylko lepiej poznaliśmy kraj goszczący, każde państwo biorące udział w projekcie stało się nam teraz bliższe.

Dzięki temu, że nasza szkoła ma już dwa projekty na koncie, jest też bardziej atrakcyjna na stronie, o której wcześniej wspominałam - etwinning. Dlatego też w tym roku udało nam nawiązać kolejną wymianę, tym razem ze szkołą w Hiszpanii, a dokładniej Katalonii. Tym razem nie mieliśmy dofinansowania z Unii i jechaliśmy większą grupą uczniów. Na miejscu zamieszkaliśmy u katalońskich uczniów, uczestniczyliśmy w różnych lekcjach i zwiedzaliśmy miasto, jedyną różnicą było to, że musieliśmy zapłacić za przelot (ale jako że jechaliśmy tanią linią lotniczą, to i cena nie była wygórowana).

To, co rzuciło mi się w oczy podczas wymiany z Katalonią to większa trudność w zintegrowaniu się. Może po części wynika to z tego, że większość uczniów była młodsza od nas, a może z tego, że jechaliśmy tam dużą grupą ludzi. A jeśli jest kilkanaście osób z jednego kraju i kilkanaście z drugiego, to siłą rzeczy, częściej rozmawia się we własnym języku niż na Erasmusie, kiedy wyjeżdża się po trzy osoby. Może nie poczułam się tak zżyta z ludźmi, których poznałam na tej wymianie, jak z osobami z Erasmusa, ale ciągle wspominam ją bardzo pozytywnie.

Od lewej: Portugalia, Polska, Węgry, Węgry, Portugalia,
Portugalia, Portugalia, Węgry.

Chciałabym jeszcze przedstawić kilka luźnych przemyśleń, opartych też na tym, co usłyszałam od moich znajomych, czy na własnych obserwacjach. Wydaje mi się, że każdemu uczestnikowi wymiany, projekt dał jedno - pewność siebie. Już jeden taki wyjazd pozwala przełamać bariery językowe, które niestety wiele osób ciągle ma. Ciekawostka - przez ten tydzień pojawiłam się na większej ilości zdjęć niż w całym moim życiu. I ani razu nie musiałam się sztucznie uśmiechać. Zauważyłam też coś innego - poprawność językowa nie sprawia, że na wymianie polubią cię bardziej. Ważne jest to, żeby rozmawiać, czasem nawet pleść od rzeczy, być otwartym i zawsze uśmiechniętym. Nikt nie zwróci ci uwagi na gramatykę, błędy stylistyczne czy zły akcent. Nie warto też z góry nastawiać się na to, że nie da się rady, wystarczy podchodzić do ludzi, zagadywać nawet o byle czym, a uwierzcie, zapamiętają was pozytywnie.

Na zdjęciu prawie nic nie widać, ale jakoś tak
je lubię :D Od lewej: Portugalia, Polska,
Włochy, Portugalia, Polska.

Taki projekt pozwala nawiązać przyjaźnie, przypuszczam nawet, że na całe życie. O tym już wcześniej wspominałam, ale podkreślę to jeszcze raz - gdybym miała przytoczyć jedną największą zaletę wymiany, na której byłam, byliby to ludzi, których poznałam. Korzyści językowe są oczywiste. Rozmawiając przez tydzień niemalże tylko po angielsku, przestawienie się później na język polski jest wręcz niemożliwe. Sama zauważyłam znaczną poprawę w sposobie, w jaki się teraz wypowiadam, znacznie większą swobodę i łatwość, z jaką przychodzi mi mówienie.

Podsumuję to jednym zdaniem - warto się uczyć języków. Czasem wystarczy tylko zmienić podejście - uczę się, bo to na pewno kiedyś mi się przyda, nie aby dostać dobrą ocenę. Moje nastawienie to, krótko mówiąc, nauka po to, aby samej się rozwijać i czerpać z tego satysfakcję. Kiedy postanawiam sobie, że dobrze zdam egzamin, to tylko po to, aby wyznaczać sobie jakieś cele i ciągle dążyć do tego samorozwoju, bo gdy człowiek nie idzie naprzód, to się cofa i ani się spostrzeżemy, a zapomnimy, jak posługiwać się językiem. Uczyć można się na wiele sposobów, nie tylko poprzez podręczniki, ale też słuchanie zagranicznej muzyki, czytanie książek w innym języku, czy chociażby takie wymiany. Sama chciałabym kiedyś nauczyć się języka niemieckiego, ale póki co, ta moja nauka ogranicza się do piosenek Rammsteina ;) Po prostu zapamiętajcie jedno - nauka powinna być dla nas przyjemnością.


Wzięliście kiedyś udział w takiej wymianie? Jakie macie podejście do nauki języków?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz