środa, sierpnia 23

„Śmierć przewodnika rzecznego” - Richard Flanagan


Tytuł: Śmierć przewodnika rzecznego
Tytuł oryginału: Death of a River Guide
Autor: Richard Flanagan
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 6 lipca 2017
Liczba stron: 368

„Życie to najokrutniejszy bokser na świecie.”



Są takie książki, które zachwycają tym, jak zostały napisane. Nie ważne, jak przedstawia się treść, kiedy z każdą stroną można delektować się tym, co autor wyczarował piórem. Ja tak mam z książkami Richarda Flanagana. Kiedyś „Klaśnięcie jednej dłoni”, teraz „Śmierć przewodnika rzecznego”. Jak wypada najnowsza powieść australijskiego pisarza?

Aljaz Cosini tonie. Wie, że nie ma już dla niego ratunku, kiedy pochłania go rwący nurt tasmańskiej rzeki. Tkwiący w miejscu, z którego nie może się wydostać, zaczyna wspominać swoje dawne życie. Dzieciństwo, utraconą miłość, tajemnice rodzinne przeplatają się ze sobą i łączą w tragiczną i przejmującą całość.

Richarda Flanagana miałam okazję spotkać rok temu na targach i ogromnie żałuję, że nie poznałam tego pisarza wcześniej, ponieważ to, co on potrafi stworzyć ze zwykłych słów, to jest po prostu niesamowite. Tyle grafomaństwa na rynku, autorów, którym obce zasady gramatyki, a wśród tego Richard Flanagan, prawdziwa literacka perła. I boli mnie to, że jego książki nie zyskują większego rozgłosu.

Zacznę od tego, co oczarowało mnie w „Klaśnięciu jednej dłoni”, i czaruje też w „Śmierci przewodnika rzecznego”. Autor ma wyjątkowo barwny i plastyczny styl pisania. Przy każdym zdaniu można się na chwilę zatrzymać, ponieważ Flanagan używa wielu metafor i środków stylistycznych. Nie czyni to jednak jego twórczości męczącą, owszem, pisze książki, przy których trzeba się skupić, żeby nie zgubić wątku, ale jeśli poświęcimy im wystarczająco dużo uwagi, wyjdziemy z takiego spotkania bogatsi o naprawdę wiele doznać estetycznych. To nie jest pierwszy lepszy pisarz, który stara się poruszyć banałami. Tu widać ogromne doświadczenie i przede wszystkim wrażliwość literacką.


„Śmierć przewodnika rzecznego” wyróżnia się też bardzo nietypową narracją. Część historii poznajemy z punktu widzenia Aljaza, a część jako bierny obserwator, gdzie mamy do czynienia z narratorem wszechwiedzącym. Różnica jest taka, że mamy wrażenie, jakby to ciągle Aljaz opowiadał tę historię, jakby stał z boku i mówił o sobie w trzeciej osobie, a bylibyśmy jego oczami. Z początku nieco mnie to skonsternowało, ale później doceniłam ten zabieg, ponieważ pozwolił nam utożsamić się lepiej z głównym bohaterem. Tak jak z początku wydawałoby się, że Aljaz to człowiek, z którym nie mamy nic wspólnego, zaniedbany, chwytający się każdej pracy, nieszczęśliwy i ciągle poszukujący sensu swojego życia, tak w rzeczywistości okazuje się, że posiada cechy, które tak naprawdę można przypisać każdemu z nas. Podobny zabieg zauważyłam z „Klaśnięciu jednej dłoni”, Flanagan stara się swoich bohaterów uczynić refleksją dla każdego z nas i to właśnie poprzez te rozwinięte i złożone sylwetki bohaterów, „Śmierć przewodnika rzecznego” staje się tak pouczającą lekturą.

I wiecie, za co jeszcze kocham książki Flanagana? Nic nie przedstawia wprost, pozostawia wiele miejsca dla własnej interpretacji. Przyznaję, że miałam z tą książką początkowo problem. Wydaje mi się, że „Śmierć przewodnika rzecznego” nie jest dobrym tytułem na rozpoczęcie przygody z twórczością autora. Nie ma tu jednej głównej linii fabularnej i osobom nie mającym wcześniej styczności z piórem autora książka może wydawać się chaotyczna i nieprzemyślana. I tak, jest bardzo trudna w odbiorze i trzeba czytać między wersami, aby zrozumieć ostateczne przesłanie. „Śmierć przewodnika rzecznego” to bowiem w rzeczywistości jedna wielka metafora. Richard Flanagan posłużył się na końcu jednym pięknym zdaniem, którego nie przytoczę, aby nie psuć nikomu przyjemności z poznawania tej książki samemu. Ale powiem tyle, że o ile na początku nie wiedziałam, do czego zmierza autor, tak ostatnie kilkadziesiąt stron było idealnym podsumowaniem. Flanagan uczynił ludzką tragedię przesłaniem, a książkę zakończył pięknym morałem, choć też nieoczywistym. Nie potrafię sobie wyobrazić innego zakończenia.

Pozostaje mi tylko jednym słowem zakończyć - polecam. Mimo że nie od początku rozumiałam tę książkę, mimo że jest trudna i wymagająca i mimo że nie każdy zapewne się w niej odnajdzie. Ciągle jednak sądzę, że warto zapoznać się z twórczością autora, choć tak jak już wspomniałam, nie rekomendowałabym tego tytułu na początek. A później - jak najbardziej. „Śmierć przewodnika rzecznego” to wyjątkowa książka.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Literackie




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz