
Tytuł: Piekło pocztowe
Tytuł oryginału: Going Postal
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: wrzesień 2008
Liczba stron: 360
"W sposób, jakiego nie uświadamiał sobie aż do teraz, był całkiem samotny. Zawsze był samotny. To jedyna metoda zapewnienia sobie bezpieczeństwa"
Terry
Pratchett to bardzo znany autor książek fantasy, który zasłynął ze swojej serii
„Świat Dysku”. Nigdy nie potrafiłam się zdecydować co sądzę o jego twórczości,
ponieważ jego książki albo czytałam z przyjemnością i podziwem dla pomysłowości
autora, albo kompletnie nie przypadały mi do gustu, jak to było choćby w
przypadku „Koloru magii”, pierwszej części cyklu „Świata Dysku". Tym razem
postanowiłam sięgnąć po „Piekło pocztowe”, które miało dość wysokie oceny z
nadzieją, że na tej książce się nie zwiodę. Niestety, ale moja nadzieja okazała
się płonna.
Moist von
Lipwig to mistrz oszustwa, krętactwa i perswazji. Jednakże pewnego dnia staje
przed wyborem – albo zostanie powieszony, albo postawi na nogi konające usługi
pocztowe w Ankh-Morpork. Budynek urzędu pocztowego okazuje się być całkowicie
zasypany przestarzałą pocztą, a mieszkańcy przestali wierzyć, że coś takiego
jak doręczenie listu jest w ogóle możliwe. Jednakże na Moista będzie czekać
szereg komplikacji, a także konkurencja będąca prezesem zarządu kompanii semaforowej
Wielkiego Pnia. Moist może być zdany tylko na siebie. I czy podczas tego
zamieszania uda mu się przekonać do swojej osoby miłośniczkę golemów Adorę
Belle Dearheart?
"Spiesz się, bo nigdy nie wiesz, co cię dogania"
Terry
Pratchett pisze książki, które mają na celu być po prostu rozrywką dla
czytelnika. W końcu nie jest to literatura na bardzo wysokim poziomie, do
refleksji też raczej nie skłania, a nawet trudno określić tematykę, którą
porusza. No bo o czym tak właściwie są jego książki? Zadanie głównego bohatera
to unowocześnienie, chociaż można by powiedzieć, że budowa od zera, systemu
pocztowego w Ankh-Morpork. Tak więc książka do wymagających nie należy, a ma
jedynie wprowadzić czytelnika w stan beztroskości. Więc dlaczego ja nie
odczułam przy niej ani chwili wytchnienia, a wręcz przeciwnie, czasem się męczyłam?
Powodem jest akcja, która tak naprawdę nie zbiega się do żadnego punktu
kulminacyjnego. Przez większą część lektury trudno mi było stwierdzić, czy w
ogóle nastąpi jakaś odmiana i będę mogła spodziewać się zawiązania akcji, która
toczyła się raczej wolno i opisywała po prostu pomysły głównego bohatera i
przeciwności, z którymi musiał się zmagać, co mówiąc najprostszym sposobem,
kompletnie mnie nie zaciekawiło.
Fabuła
zmierza donikąd - to przede wszystkim zarzucam tej książce. Muszę jednak
przyznać, że jest kilka plusów, które zauważyłam podczas czytania. Terry
Pratchett znany jest ze swojego specyficznego stylu pisania i lekkiego humoru. W „Piekle pocztowym” także można było wyczuć jego
charakterystyczne pióro, a jego opisy czy też komentarze były często
ubarwieniem dla monotonnej akcji. Autor umiejętnie konstruuje dialogi, które
czasem wydawałyby się pozbawione sensu lub absurdalne, ale dzięki swojemu
komizmowi także śledzi się je z zaciekawieniem. Wprowadzają tę
charakterystyczną nutkę humoru, która jak dotychczas miałam okazję zauważyć,
jest niezbędnym elementem w książkach Pratchetta.
"Pieniądze nie są rzeczą, nie są nawet procesem. To rodzaj wspólnego marzenia. Śnimy, że mały dysk zwykłego metalu wart jest solidnego posiłku. Kiedy już przebudzisz się z tego snu, możesz pływać po morzu pieniędzy"
Nie
nazwałabym bohaterów tej książki realistycznymi, ponieważ nie muszą zmagać się
z żadnymi problemami naszej codzienności, ale po prostu żyją w swoim świecie,
gdzie ich troski przybierają dla nas wręcz niedorzeczny wyraz. Moist to oszust i złodziej, a zamiast trafić do więzienia, zyskuje pozycję społeczną, która jest dla niego całkowicie nieodpowiednia, ale ludzie zaczynają go doceniać. To jest właśnie przykład tego absurdu sytuacji, który występuje w książkach Pratchetta. Muszę jednak
przyznać, że jedna postać w szczególności zrobiła na mnie wrażenie i także
pozytywnie mnie zaskoczyła, a była nią Adora Belle Dearheart. Kobieta o silnym
charakterze, niezależna, która potrafi postawić na swoim i wykazuje się
pomysłowością w wielu sytuacjach. Stwarza pozory bezuczuciowej i obojętnej, ale
tak naprawdę ona również potrafi wykazać się odrobiną empatii. Bohaterowie,
których stworzył Terry Pratchett są z pewnością barwni, a ich zadaniem jest
rozśmieszenie czytelnika. Mimo, że do śmiechu było mi raczej daleko podczas
czytania książki, to jednak dało się wyczuć tę nutkę ironii, która sprawiła, że
„Piekło pocztowe” miejscami potrafiło
wprowadzić czytelnika w ten nastrój beztroskości.
Jak widać książka
wypadła jak dla mnie dość przeciętnie, ponieważ o ile pewne jej aspekty
przypadły mi do gustu, o tyle wrażenie zepsuła monotonna i rozciągnięta akcja,
która moim zdaniem została po prostu nieodpowiednio poprowadzona. Nie jest to
taka książka, do której ja z chęcią bym powróciła, ale możliwe, że moje
negatywne nastawienie jest również spowodowane tym, że oczekiwałam naprawdę porywającej i jednocześnie zabawnej lektury. Elementami, które
podbudowały trochę pierwsze nie najlepsze wrażenie, były bohaterowie oraz lekki
styl pisania autora. Jeśli ktoś docenia przede wszystkim te właśnie aspekty
książki, podejrzewam, że może być całkiem zadowolony, jednakże dla miłośników
wciągającej fantastyki i kreatywnych historii, polecam raczej inne książki
Terry’ego Pratchetta jak choćby „Kapelusz pełen nieba” oraz Dywan”.
Moja ocena:
5/10
Książka bierze udział w wyzwaniu "Kiedyś przeczytam".